Historia
prawdziwa w siedmiu odsłonach, w wielu odcinkach,
dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
(Powroty dobrych fal,
2011, str. 167-187)
Odsłona IV, odcinek 11
Umęczyłam się też tego
pierwszego dnia
w najniemądrzejszy z
niemądrych sposobów.
Wypowiedziałam też tego
pierwszego dnia
niezmordowaną wojnę wszelkiemu
brakowi wyobraźni,
u siebie przede wszystkim;
brakowi, który zawsze
sprowadza cierpienie.
Był upał tego pierwszego dnia
i, choć Przemienienie Pańskie
trzeba było dokończyć
sianokosy. Po śniadaniu nowoprzyjęte
postulantki
wysłano pospiesznie na łąkę.
Nie było w pobliżu anioła,
który by przyhamował
zewnętrzną zakonność
i tak, pierwszy raz w życiu,
grabiłam siano
w czarnych pończochach,
czarnej halce,
długim fartuchu z rękawami i w
welonie.
Zakończyłam lament tego
pierwszego dnia
o przyzwoitej jeszcze,
niemniej, nocnej godzinie.
Wiedziałam, że musiał się
odbyć, jak rytuał
konieczny do zamknięcia
jednego etapu,
by mógł nastać nowy.
Nim usnęłam poprosiłam
Przyjaciela,
by mi przywiązał ręce i szyję
do pługa
Swojej Miłości. Bym się
odwrócić nie mogła.
Chowałam zazdrośnie przez lata
dziewczęcy dramat tego
pierwszego dnia,
by rozgadanyany nie doznał
krzywdy
od błędnych interpretacji
i domysłów.