czwartek, 23 stycznia 2014

PRZYJACIEL


Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w wielu odcinkach,
                       dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
                         (Powroty dobrych fal, 2011, str. 167-187)

    Odsłona IV, odcinek 11
Umęczyłam się też tego pierwszego dnia
w najniemądrzejszy z niemądrych sposobów.
Wypowiedziałam też tego pierwszego dnia
niezmordowaną wojnę wszelkiemu brakowi wyobraźni,
u siebie przede wszystkim; brakowi, który zawsze
sprowadza cierpienie.

Był upał tego pierwszego dnia
i, choć Przemienienie Pańskie trzeba było dokończyć
sianokosy. Po śniadaniu nowoprzyjęte postulantki
wysłano pospiesznie na łąkę. Nie było w pobliżu anioła,
który by przyhamował zewnętrzną zakonność
i tak, pierwszy raz w życiu, grabiłam siano
w czarnych pończochach, czarnej halce,
długim fartuchu z rękawami i w welonie.

Zakończyłam lament tego pierwszego dnia
o przyzwoitej jeszcze, niemniej, nocnej godzinie.
Wiedziałam, że musiał się odbyć, jak rytuał
konieczny do zamknięcia jednego etapu,
by mógł nastać nowy.

Nim usnęłam poprosiłam Przyjaciela,
by mi przywiązał ręce i szyję do pługa
Swojej Miłości. Bym się odwrócić nie mogła.

Chowałam zazdrośnie przez lata
dziewczęcy dramat tego pierwszego dnia,
by rozgadanyany nie doznał krzywdy
od błędnych interpretacji

              i domysłów.