Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w
wielu odcinkach,
dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
(Powroty dobrych fal,
2011, str. 167-187)
Odsłona I (odcinek 4)
Popychana lekko tą ciszą wstawałam z klęczek
i podchodziłam do Niego, najbliżej jak mogłam.
Przykładałam policzek do
chłodnego Drewna,
zawsze w tym samym miejscu.
Drewniana struga krwi
ginęła w moich włosach, a ja z
tej perspektywy
mogłam zobaczyć Jego Twarz.
Pochylała się
tuż nad moją twarzą i
zajmowała
całą przestrzeń widzenia i nic
innego już nie istniało.
Oczy moje szybko jednak
pojmowały,
że to, co zdołały zobaczyć,
było tylko częścią
innej jeszcze rzeczywistości,
czegoś,
co się samo poczynało oglądać
głębokim zmysłem serca albo
duszy,
albo i serca i duszy razem.
Oczy moje przymykały się same
bez wyraźnego nakazu woli
i zabierało je światło.
A światło to nie było ani od
dnia, ani od księżyca.
Pulsowało
bezpiecznym rytmem i nienazwane
miało przecież
Imię.