Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w
wielu odcinkach,
dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
(Powroty dobrych fal,
2011, str. 167-187)
Odsłona
VI, odcinek
23
To tam, na warszawskim moście
słuchałam Przyjaciela, gdy mówił
o królewskiej drodze
odbierania wszystkiego
jako łaski. I o tym, że bez
Niego niewiele da się odebrać.
Tam tajemnica Wiecznej Miłości
uchyliła
swe kolejne odsłony i tam też
pytałam Go
o pokorę serca.
Powiedz mi, Jezu, biegłam
moim patrzeniem,
co to znaczy pokora serca. Ale
powiedz mi tak,
żeby słowo Twoje wpadło do
mojego serca i zaczęło być tętnem.
Pokorę umysłu, ciągnęłam,
da się rozebrać.
Każda, choćby średnio rozwinięta
istota, wyłapuje przecież
swe ograniczenia i wie, że
wszystkiego nie wie,
ale ciche i pokorne serce...
brzmi trochę
jak pobożny kompleks niższości.
W odpowiedzi
Przyjaciel sprowadzał zawsze
moje odczucia
ku miłosierdziu, które
przyjmuje się tylko
na glebie pokornego serca.
Potrzeba, mówił,
szlachetnej inteligencji uczuć,
tak, uczuć, nie umysłu, by
w najlichszym przejawie życia
powitać niepowtarzalne piękno
i oddać hołd Ojcu istnienia.
Nieskończone zlitowanie nad
stworzeniem, które, dźwigając ranę
grzechu, wymierza rany sobie i
swoim oraz czułość nieskończona
- to są horyzonty pokornego
serca.
W takich przestrzeniach
dopiero wzbierają uczynki dobroci.
Z Warszawy w świat
zabrałam ze sobą duży obraz z
Łagiewnik.
Biel i czerwień promieni. I dwie moje Ojczyzny.