sobota, 15 lutego 2014

PRZYJACIEL


     Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w wielu odcinkach,
                       dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
                         (Powroty dobrych fal, 2011, str. 167-187)
      
 Odsłona VI, odcinek 23
To tam, na warszawskim moście
słuchałam Przyjaciela, gdy mówił
o królewskiej drodze odbierania wszystkiego
jako łaski. I o tym, że bez Niego niewiele da się odebrać.
Tam tajemnica Wiecznej Miłości uchyliła
swe kolejne odsłony i tam też pytałam Go
o pokorę serca.
Powiedz mi, Jezu, biegłam moim patrzeniem,
co to znaczy pokora serca. Ale powiedz mi tak,
żeby słowo Twoje wpadło do mojego serca i zaczęło być tętnem.
Pokorę umysłu, ciągnęłam, da się rozebrać.
Każda, choćby średnio rozwinięta istota, wyłapuje przecież
swe ograniczenia i wie, że wszystkiego nie wie,
ale ciche i pokorne serce... brzmi trochę
jak pobożny kompleks niższości.

W odpowiedzi
Przyjaciel sprowadzał zawsze moje odczucia
ku miłosierdziu, które przyjmuje się tylko
na glebie pokornego serca.

Potrzeba, mówił, szlachetnej inteligencji uczuć,
tak, uczuć, nie umysłu, by w najlichszym przejawie życia
powitać niepowtarzalne piękno i oddać hołd Ojcu istnienia.
Nieskończone zlitowanie nad stworzeniem, które, dźwigając ranę
grzechu, wymierza rany sobie i swoim oraz czułość nieskończona
 - to są horyzonty pokornego serca.
W takich przestrzeniach dopiero wzbierają uczynki dobroci.

Z Warszawy w świat
zabrałam ze sobą duży obraz z Łagiewnik.

              Biel i czerwień promieni. I dwie moje Ojczyzny.