Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w
wielu odcinkach,
dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
(Powroty dobrych fal,
2011, str. 167-187)
Odsłona
VI, odcinek
22
Gdy w
krużgankach i przy furcie kaliskiej,
i na chórku można było całować
stopy Przyjaciela,
bo schodził tak nisko,
w Warszawie najlepsze do rozmów z Nim
były ostatnie rzędy kościelnych
ławek.
Zawieszony wysoko Krucyfiks
potrzebował wysokiej perspektywy.
Przez długie lata na
Czerniakowskiej
uczył mnie mój Przyjaciel tej
właśnie perspektywy
i dystansu, by wydoskonaliła
się bliskość.
Nazywałam tę naukę budowaniem
mostu.
Most był wiszący i umacniał się
za każdym
przebiegiem. A biegł od moich
oczu do Jego Ramion.
Ramiona Jego, pewne, dawały
gwarancję,
że most się utrzyma i nie porwą
go wiry małostek,
najbardziej zdradliwe w mozole
wzrostu
i dojrzewania.
Z czasem nasz most stawał się
także sekretną skrytką.
Każdy potrzebuje skrytki, gdy ma siebie dość albo za mało,
albo gdy inaczej nie można niż
pozwolić chwastom
róść do żniwa.
Z mostu doskonale widziało się
Serce Przyjaciela,
więcej, mostem można było dojść
do Serca,
bo dzieliło Go od Rannej Bramy
tylko westchnienie.