piątek, 10 stycznia 2014

PRZYJACIEL



                      Historia prawdziwa w siedmiu odsłonach, w wielu odcinkach,
                                        dedykowana OLI – mojej chrzestnej cόrce
                                          (Powroty dobrych fal, 2011, str. 167-187)

 Odsłona I
 (odcinek 2)
Gdy byłam trochę większa niż ty,
niedużo większa, trochę, bo chodziłam już do liceum,
a więc miałam skończone czternaście lat, zaczęłam spotykać się
z moim Przyjacielem. Czekał na mnie o tej samej godzinie, po lekcjach
albo przed lekcjami. Był wtedy zupełnie sam.

Otwierałam cichutko drzwi, najpierw pierwsze, zewnętrzne, potem
drugie, wewnętrzne, bo prowadziły do Niego podwójne drzwi i zabierała mnie
cisza starodawnych korytarzy. Moje serce zaczynało bić w tej ciszy głośniej, głośniej, choć na początku spotkań tak głośno nie biło, dopiero kiedy wydeptałam swoje ścieżki i nauczyłam się w wszystkiego na pamięć, dopiero wtedy serce zrobiło się głośne. W miejscu gdzie czekał On, tuż przed Nim, stał długi klęcznik bez żadnej wyściółki pod kolana. Moje kolana miały czternaście lat i wcale od klęczenia nie bolały.

On, mój On, był tuż za klęcznikiem, zawieszony nisko, stopy kilka centymetrów
nad ziemią. Duży był, na całą ścianę i większy od największego człowieka.
Gdy stawałam blisko Niego, moja głowa sięgała do Jego boku, do tego miejsca,
z którego ciekła wyrzeźbiona krew. Bo On był rzeźbą, to znaczy On nie był rzeźbą, ale rzeźba była Jego Obrazem, Znakiem. A On był prawdziwy, tylko ukryty w obrazie.